Bratanie z diabłem przekonania

Kuszenie diabła

Oto On, tak zwany Zły. Diabeł. Lucyfer. Szatan. Demon. Siedzi dupą brudząc krzesło. Umazany tłustym węglem, ma czarne kudły, ogon z owłosiona końcówką, rogi jak trzeba, i piękne białe zęby. Uśmiecha się jak oni. Mężczyźni. Więc siedzi sobie i trzyma w ręce pióro. O dziwo w lewej… jak ja. Pisze cyrograf.
Ale właściwie nie wiem co pisze. Myślałam, że to tylko dowody na moją nieudolność, słabiznę, słomiany zapał, lenistwo.
Patrzy na mnie świdrującym wzrokiem, czyta w mojej duszy. Wyłapuje literki i osmolonymi myślami notuje. A jednak to cyrograf. Porozumienie. Tylko ja nie wiem co mam mu oddać i za co? Może własne życie, a może duszę.
Zaraz, zaraz! W Fauście Goethego bohater ugadał się z Mefistofelesem, chciał odzyskać młodość dla miłości. Twardowski podpisał pakt za wielką wiedzę i znajomość magii. Julien Green w Gdybym był panem zyskał zdolność zamiany z kimkolwiek swojej osobowości. Zazwyczaj to są jakieś transakcje…
On ciągle tu siedzi. Umowa wydaje się prosta. Co u góry, tak i na dole. Nie ma przypadków. Często mylę drogowskazy z drogą. Świadomie szarpię swoje struny.
 A masz! Wyrzygam ci wszystko! Czego jeszcze chcesz? Oddam ci wszystko za spokój… no błagam!
– Płacz! – Mówi nęcąco
– Ale po co? O co mam płakać? Nad rozlanym mlekiem?
–  Płacz, bo się udusisz! – Krzyczy, a to brzmi jak grzmot, uderza prosto w moje serce
Więc płaczę. Głęboki szloch złamał mnie wpół, jak drzewo. Wzmagają we mnie wszystkie ukryte uczucia, które wydaje się ukryłam z rozsądku. Aby nie rozsypać ich w złym momencie, aby jeszcze trochę pociągnąć. Szloch zamienia się w wycie. Rozpaczam z tęsknoty za miłością za życiem.
Lubię Go. Jego zarysowana postać robi się zabawna. Lecz nie potrafię bagatelizować jego siły, kiedy jego wielka łapa chwyta mnie za gardło i przydusza. Jest ogromny. Pachnie ogniskiem piekła. Przyciska do ściany i podnosi do góry za gardło. Dziwne, bo nie chce mnie zabić. Nie ma tu Aniołów. On jest Aniołem.
Co on tam pisze? Niskie poczucie własnej wartości, walka o przetrwanie, kompleksy. Co za pajac! Trzyma zegarek, taki czarny budzik z Ikea, nakręca sprężynkę. Słyszę dziwny dźwięk. Jak co wieczór, aby rano wstać. Bez radości. Znowu obowiązki. Bez energii.
Jest mi gorąco. Wracają wspomnienia każdej sekundy, kiedy ciało pokazuje: już dość! Drżące ręce, zamęt w głowie, głęboki stres, strużka potu na plecach, ściśnięty żołądek, brak tlenu i pytanie: z kim, z czym ja walczę? I o co? 
Widzę, że on ma dosyć. Zgrzyta zębami. Marszczy czoło. Porusza śmiesznymi uszami, zarośniętymi czarnymi kudłami. Wygląda jak Blekota z Arabeli. Podchodzi do mnie. Jak Bestia z bajki. Wyciąga łapę i przyciąga do siebie. Co za uścisk! Mój wymarzony, męski, pewny, prowadzący i uważny na mnie. Tańczymy. Jest mi już wszystko jedno… Jednak nie, to nieprawda, chcę z nim tańczyć! Lekko unosi mnie nad ziemię, słyszę muzykę i czuję jego wielkie ciało. Ciało Złego?!
Wspaniała podróż, przenosi mnie w tańcu do rożnych miejsc. Na pola, łąki, do lasu, na paryski bruk, na most, na taflę lodu, powierzchnię oceanu, piaszczystą plażę, i w kosmos. Tu mamy przystanek. Widzę Ziemię, cudowną planetę. Wszechświat. Wszystko w układzie porządku. Wielka łapa trzyma moją drobną dłoń. Miękko mi. Milczy. Oddech ma wabiący. On już wie.
– Dobrze podpiszę ten cyrograf. Ale co, za co? – szepczę
 – Ty ustalasz zasady – mówi do mnie aksamitnym głosem
Co za przewrotna postać, zwariować można.
Zabierz moje strachy, traumy, i co tam gryzmoliłeś. Daj mi mnie, daj mi moje życie, życie bez wyrzutów, radość dnia, śmiech i płacz, każdą chwilę, spokój, ściągnij ze mnie to jarzmo ciężaru. Daj mi  boski porządek i ludzki bałagan. Ściągnij ze mnie maski siły, daj słabość kobiety. Daj siłę Dzikiej. Wolność dzikiego konia. Błagam wyryj w moim sercu dwa słowa JEST DOBRZE i nie pozwól zwątpić.
– Dobrze – odpowiada Szatan – Jesteś świadoma bólu i trudności przebudzenia, od teraz wiesz już i jesteś zdolna pojąć, że to długa i mozolna robota.
 Czuję dreszcz na plecach i ściśnięte gardło. Jego głos zmienił się, jest niesłyszalny dla innych. A dla mnie brzmi jak wyrok, jest szorstki i charyzmatyczny. Czuję, że zostałam namaszczona. Nagle huknął:
– Przestań wiecznie prosić Boga o to, co już masz! Otwórz oczy! Jesteś chodzącym szczęściem! Dziękuj.
Tak się wkurzył, że jego gorący oddech ognia spalił strumień w tunelu nieba, zawirował dotarł do ziemi i osmolił beton. Widok był piorunujący! Czerwono niebieski ogień smagał okrąg, który dalej kopiował się jak w komputerze architekta. Tak równiutko.
Nagle Diabeł puścił moją dłoń. Cudowny stan nieważkości. Rozłożyłam ręce i powolutku kręciłam się wokół własnej osi. Usłyszałam męskie głosy, recytujące w równym tempie:
“Jak w owym dniu, gdy świat cię w siebie przyjął,
Słoneczny krąg na planet hołd uroczy
Czekając stał – tyś rósł i wzwyż się wzbijał
Na prawach tych, na których w świat-eś wkroczył
Ty musisz być, nie ujdziesz sobie nijak.
Tak wieszcz ów rzekł i Sybil głos proroczy;
Nie skruszy czas, nie skruszy moc niczyja
Praformy tej, co żyjąc się rozwija.”[1]
Płynęłam we wszechświecie. Przypomniał mi się sen: byłam w kosmosie i ktoś powiedział, że gwiazda się odpełniła…
– Co to znaczy dopełnienie i odpełnienie? Czarna dziura? W środku jest czarna? Co jest tłem. Aby coś widzieć musi być przecież tło…
Tym razem w odpowiedzi słyszę anielski głos:
“Wszystko jest dwojakie, wszystko ma dwa bieguny,
wszystko ma swoją parę w przeciwności, to samo i nie to samo to jedno i to samo;
przeciwieństwa są w naturze tożsame,
różny jest tylko ich stopień; ekstrema stykają się ze sobą;
wszystkie prawdy są tylko półprawdami;
wszystkie sprzeczności dają się sprowadzić do harmonii.”[2]
 
Otworzył mnie na wszechświat. Pisze i kładzie akcent na nowe uniwersalne wartości. Wiem kim jestem. Wiem, że jestem wolna. Widzę piękne oczy, które świrują miłością… taką… płynącą prosto z serca. Mogłabym się w nim zakochać, a może już to zrobiłam.

 
Czarnooka
 
[1] Głosy wszechświata, J. W. von Goethe, Prasłowa orfickie
[2]  Kybalion, hermetyczny traktat przedstawiający filozofię hermetyzmu i siedem praw, na których się ona opier
Kuszenie diabła

Naga prawda, Andrzej Styrna. Zdjęcie obrazu z prywatnej kolekcji Marty.