„Cudownie było w nocy, gdy spowijało ją światło wszystkich latarń. Bezgraniczna samotność.”
Listy Tove Jansson
Moszna to zaskakujące i fascynujące miejsce. W kościele na rogu, są relikwie św. Walentego, tego od zakochania, obrońcę przed ciężkimi chorobami a zwłaszcza umysłowymi, nerwowymi, epilepsją oraz obłąkaniem. Sprowadzone je tutaj, całkiem niedawno 6 września 2019 r. Ulica też nosi jego imię.
Skierowanie
Wypisał mi lekarz psychiatra na moją prośbę. Nie wiedziałam o co chodzi z Moszną, dokąd właściwie trafię. To mój pierwszy tego typu wyjazd. Pamiętałam zamek i to wystarczyło. Dodatkowo dołączyłam opinię mojej psychoterapeutki. Na przyjęcie czekałam półtora roku, co spowodowało, że ostry stan choroby został już dawno zażegnany. To miała być moja „ostatnia prosta”. Wiem, że moje przyjaciółki płaczą ze śmiechu, na to stwierdzenie. Ja teraz też.
Pocztą dostałam informację o przyjęciu, którą musiałam odesłać, potwierdzając datę przyjazdu 16 sierpnia 2022 r. Dostałam też propozycję przyjęcia na trzy miesiące i pracy w grupie zamkniętej. Jest taka możliwość, ale nie skorzystałam.
Spakowałam
Ubrania codzienne, sportowe, ciepłe, na ognisko, sandały, klapki, wygodne buty, ręczniki, kosmetyki, olejek lawendowy, zatyczki do uszu, mały koc i poduszkę, koszulki nocne ze szlafrokiem, strój na basen, ręcznik do sauny, szklankę, zestaw plastikowych naczyń i sztućców, mały nóż, wodę, herbatę, kawę, miód, suplementy, słuchawki, farby i pędzle, długopis, notes.
Dojazd
Samochód zostawisz na parkingu za jednorazową opłatą 40 zł. Jeśli wybierasz się komunikacją miejską, lepiej dokładnie wszystko sprawdź, bo Moszna to mała wioska. Chyba, że masz tyle uroku co Żmijka i taxi przywiezie Cię za free.
Przyjęcie na oddział
Chciałam spać pod oknem więc byłam już po szóstej rano. Niepotrzebnie, bo cały czas są nowe przyjęcia, a pokój już był mi przypisany. Przy przyjęciu podpisałam regulamin. Jeśli potrzebujesz L4 to musisz to zgłosić. Dostajesz kartę z planem zajęć i terminem wizyty u psychologa. Kartę nosisz na wszystkie zajęcia.
W czasie pobytu nie możesz umówić sobie np. teleporady gdzieś indziej, wszystko musisz załatwiać tutaj na miejscu. To jest szpital psychiatryczny więc niech nazwa Centrum Leczenia Nerwic Cię nie zmyli. To nie jest sanatorium.
Następnie czeka Cię miła wizyta u psychiatry.
Leki wydawane są w dyżurce. Szpital ma obowiązek je zapewnić. Jeśli cokolwiek dzieje się z Twoim zdrowiem, najpierw idziesz do lekarza na miejscu. Nie zabrałam swoich leków przeciwkrwotocznych, szpital nie zdążył by ich ściągnąć, dlatego lekarz znalazł szybsze rozwiązanie. Apteka jest całkiem blisko, rzut beretem, samochodem. Badania kontrolne krwi też miałam na miejscu.
Funkcjonują tu dwa oddziały: leczenia zaburzeń nerwicowych i rehabilitacji psychiatrycznej. Mają propozycję terapeutyczną dla osób z wywiadem onkologicznym a od maja ruszył program rehabilitacji pocovidowej. Jest również poradnia konsultacyjna zdrowia psychicznego.
Jeśli Twoje ubezpieczenie obejmuje choroby leczone w CTN-ie to potrzebujesz zaświadczenia za 12 zł, które załatwisz w pokoju nr 8, wcześniej opłacając je na recepcji.
Zamieszkałam w pokoju nr 6
Były tam cztery łóżka, ale mieszkałyśmy we trzy. Współdzieliłyśmy łazienkę z pokojem obok. Wyposażono ją w prysznic, toaletę i umywalkę, miskę. Przyda Ci się plastikowy koszyczek na kosmetyki do zawieszenia np. na kaloryferze. W pokoju stoją trzy duże szafy, stolik, krzesła, łózka z pościelą, szafki nocne, lampki. Wentylator na gorące dni. Jeśli dużo czytasz weź lepiej swoją lampkę, będzie wygodniej. Jest telewizor, za opłatą w automacie, na dole głównej klatki schodowej. Spałam pod tym wymarzonym dużym oknem, otwieralnym z siatką na owady. Z widokiem na trzy piękne wierzby, zewnętrzną siłownię, duży namiot w którym odbywały się zajęcia (niestety nie moje). Pościel jest jedna na całe cztery tygodnie. Możesz poprosić o nową, jeśli coś się wydarzy.
Pokoje i łazienki są codziennie sprzątane oprócz weekendów i świąt. Wkładaj swoje buty do szafy, aby ułatwić robotę Pani, która sprząta. Z magazynu możesz wypożyczyć wieszaki do szafy i naczynia jeśli chcesz.
Na korytarzu mieści się pomieszczenie z lodówkami i czajnikami elektrycznymi. W pokoju nie wolno używać takiego sprzętu i palić świec czy kadzideł.
Budynek z własną oczyszczalnią ścieków
Architekt płacze jak to widzi. Szkoda, że nie wykorzystano terenu ani bliskości natury. Budynek ma kształt litery C z windą w centrum. Korytarze są zbyt wąskie. Parę razy oberwałam drzwiami, co skutecznie sprowadzało mnie na ziemię, ale mimo to, ciągle się gubiłam. Po ok. dwóch tygodniach ogarnęłam, że jest lewe i prawe skrzydło patrząc prosto na wejście. W lewym, na piętrze, jest mój pokój a na dole sala do ćwiczeń i arteterapii oraz dyżurka. W prawym skrzydle mieści się sala spotkań społeczności, bilard, gabinety lekarza i psycholożki oraz mała jadalnia. W środku litery C jest niewykorzystany dziedziniec z trawą. Na punkcie trawy pracownicy gospodarczy mieli fioła. Kosili non stop, często zaburzając prowadzenie zajęć.
Jest pralka na zapisy, klucz na recepcji. Nie korzystałam z niej. Prałam ręcznie co trzeba. Sukienkę powiesiłam na sznurkach, na zewnątrz, z boku budynku.
Zajęcia są obowiązkowe
Realizowane w ciągu dnia, zazwyczaj do godz. 16-17. Chyba, że jest okres urlopowy, to może się zmieniać.
O godz. 6:45 jest gimnastyka lub joga, akurat nieobowiązkowa. Wypróbowałam, ale to nie dla mnie. Zbyt intensywne zajęcia i było strasznie ciasno na sali. Później w wybrane dni: trening Jacobsona, trening autogenny, muzykoterapia, psychoedukacja, psychorysunek, zajęcia integracyjne. Można zrobić coś z arteterapii w pracowni terapii zajęciowej.
Codziennie w tygodniu o 8:45 jest spotkanie społeczności, a w czwartek wizyta, czyli obchód. Musisz być w tym czasie w pokoju.
Spotkania społeczności
Uczestniczy cała grupa, psycholog i pielęgniarka oddziałowa grupy. Tutaj wszyscy się widzimy. Przedstawiasz się i mówisz jak się czujesz. I na tym może być koniec Twojej aktywności, chyba że masz ochotę wypowiedzieć się na dany temat. Zachęcam Cię do wypowiedzi, chociaż wiem ile to może kosztować. Parę razy mocno drżał mi głos. Tu dowiesz się wszystkiego o organizacji turnusu, tu rozwiązuje się konflikty, zadaje pytania. Za każdym razem odczytuje się regulamin. Raz na tydzień wybiera się królową i króla. Mają za zadanie organizować dla nas wspólnie spędzany czas czyli ogniska, wycieczki, kręgle, zabawy, wyjście do kawiarni, dyskoteki.
W czasie wolnym
Robisz co chcesz. W zamku jest biblioteka do dyspozycji, czynna trzy razy w tygodniu. Przez główną bramę zamku można przechodzić bez oporu i płacenia. Zresztą pawilon CTN graniczy z parkiem do którego mamy bezpośredni dostęp. No i mamy fontanny! Co godzinę, latem, usłyszysz szum wody z podkładem muzycznym. Tak do 22:00. Zamek, oranżeria, kawiarnia i restauracja również czekają na zwiedzanie.
Możesz zabrać ze sobą swój rower z domu, który będzie zamknięty w zadaszonej klatce. Można jechać na basen lub siłownię albo przejść się na zakupy do pobliskiego sklepu. Spacer do Zielonej Zatoki to też dobry pomysł. Jeśli wybierzesz się do sklepu Dino, przez pola, to mijasz padoki z końmi, są tam od rana do około 13:00. Do stadniny nie wolno wchodzić, można próbować dodzwonić się i umówić na oprowadzenie z grupą. Nie ma już mini zoo ani kawiarni dla osób z zewnątrz.
Dla zbieraczy darów natury to raj. Głóg, dzika róża, zioła, grzyby. Tu jest wszystko.
Jeśli wędkujesz, do stawu Kałusznik masz mniej niż 100 m. Jednak tu obowiązuje zasada „złów i wypuść”. Wiem, bo ratowałam szczupaka, któremu haczyk utknął w ciele… Przeżył!
Służby mundurowe
Na początku wiele razy słyszałam pytanie czy jestem ze służb. Ponoć Moszna to ulubione miejsce właśnie mundurowych. Nie obchodzi mnie w jakich celach tu przyjeżdżają. Służby podobają mi się, bo w sumie mój zawód to też służba. Moje marzenie o noszeniu na rękach, przez wysokiego i silnego mężczyznę, jeszcze się nie spełniło, chociaż mój target był na miejscu 🙂 Naprawdę możesz tu być kim chcesz. A że uwielbiam złotą godzinę, złote monety i sztabki złota, przez dłuższy czas utrzymywałam że jestem z Mennicy.
Tak poważnie, naprawdę nie domyślałam się kto, na co choruje. Często przyjeżdżają tu bardzo chorzy ludzie, albo osoby stojące na krawędzi życia i śmierci. Również Ci którzy przeżywają żałobę, podnoszą się po traumie lub ciężkiej chorobie. Bo to nie jest lajtowe sanatorium. CTN pęka w szwach. Do końca roku nie mają możliwości przyjmować na komercyjne pobyty.
Posiłki
Dla mnie dramat. Wegetarianka umiera tu z głodu. Ty możesz mieć inaczej. Jem również oczami więc kluczowe jest to, co widzę na talerzu. Pełnowartościowy i urozmaicony posiłek to podstawa zdrowienia, ale nie w Mosznej. Jest dieta podstawowa, lekkostrawna, bezglutenowa, wege, dla cukrzyków. Ci ostatni mają nawet sporo jedzenia. Ale i tak żenada. Na posiłki chodziłam o 7:30, 12:30, 17:00. Zabierz kubek na okropną herbatę lub kompot. Jeśli jednak głodujesz, możesz dokarmiać się w barze U Róży vis a vis kościoła. Placki są przepyszne, podawane poza weekendem. W poniedziałki jest nieczynne.
Odwiedziny i przepustki
Można bez problemu przyjąć gości w ośrodku, na parterze, w wyznaczonych pomieszczeniach. Albo pójść na spacer i kawę do Kafejki Familia. W stadninie są apartamenty do wynajęcia. Na przepustkę musi zgodzić się lekarz dyżurny. Nie ma z tym problemu.
Zakaz picia alkoholu i związków intymnych
Kogo przyłapią wylatuje z wilczym biletem.
Co do związków intymnych, nieźle się uśmiałam czytając wpisy na forach. Może tu jest trochę jak na kolonii, ale jednak to miejsce dla ludzi dorosłych. Każdy bierze odpowiedzialność za siebie. Jeśli dobry seks sprzyja wyleczeniu, to wolna Twoja wola. Nie będę nikogo stygmatyzować. Może wprowadzenie zajęć z edukacji seksualnej to jednak dobry pomysł. Wszyscy jesteśmy istotami seksualnymi.
Warto jechać?
Jedni jadą na Bali, inni na rekolekcje a jeszcze inni zaliczą aśrama. Biorąc pod uwagę fakt, że pobyt w Mosznej jest w stu procentach opłacany przez NFZ, dostajesz L4 i masz pełną opiekę medyczną, to wybór jest prosty. Wszystko zależy od tego, czego potrzebujesz.
Pobyt pomoże jeśli np. trwasz w pułapce napięcia, przechodzisz długotrwały stres, masz problemy ze snem o różnym podłożu. Masz możliwość na zatrzymanie się, spojrzenie z dystansu i otulenia siebie współczuciem.
Mam wrażenie, że mój pobyt niewiele się różnił od pobytu w ośrodku medytacyjnym. Wiadomo, że to inny poziom świadomości, ale ja sama wybierałam sposób spędzania czasu wolnego. Wiele już za mną, nie zaczynałam od podstaw. Na zajęciach często brakowało mi modelowania pracy grupy, czerpania z synergii, wydobywania potencjału z procesu pracy. Z pewnością w CTN-ie czułam się bezpiecznie. Jeśli coś nawywijasz, weź za siebie odpowiedzialność.
Do ośrodka nie przyjmuje się osób które są ubezwłasnowolnione częściowo lub całkowicie.
Co dał mi pobyt.
Bolący brzuch ze śmiechu!
Moje skromne założenie, że odpocznę, poćwiczę, pobędę sama było raczej zgubne. Okazało się, że już wcale nie potrzebuję ciszy. Ponad trzy lata wycofania wystarczyło. Po prostu.
Zabrałam laptop i listę zadań. Zrobiłam nic. Odcięłam się od social mediów, nauki i wszystkiego związanego z prowadzeniem własnej firmy. Zawiesiłam działalność gospodarczą.
Zaledwie w czerwcu wróciłam z warsztatu inicjacyjnego, który był dla mnie jak operacja na otwartym sercu. Wielki krok w przejściu przez życiowy kryzys. Prowadziła mnie Czuła Niedźwiedzica. W Mosznej śniłam o szamanach, wspierających mnie w trzech skokach w dół urwiska skalnego. Blizny zaczynały się goić.
Bladym świtem, jeszcze w koszuli nocnej, wychodziłam do trzech dębów na mocne uziemienie. Później przebierałam się i wychodziłam na szybki spacer. Codziennie witałam słońce. Gorące albo rześkie zamglone poranki, czasami z lekką mżawką, nastrajały mnie na cały dzień. Próbowałam równoważyć odpoczynek, ruch i aktywności.
Dowiedziałam się, że ogólnie jestem spokojna, póki nie otworzę buzi. Odważna, skomplikowana, przewrotna i dosadna, twardzielka jednocześnie bardzo krucha. Czasami ironiczna. Ze świetnym poczuciem humoru, które prawdopodobnie wynika z inteligencji i dystansu do siebie (a to dobre). No i że jestem Finezją 🙂
Mieliśmy fajną, zgraną ekipę. Gbur zapraszał nas na kawę, drapiąc drzwi jak kot. Z tym, że ja byłam shotem mocnej kawy, Gracja łagodzącym mleczkiem, a Żmija odrobiną chilli. Wiele godzin rozmów i wymiany poglądów za nami.
Dwa razy w tygodniu przyjeżdżali nowi tzw. nowy narybek. Wśród nich dało się odnaleźć nowe Obiekty: Toma Cruisa, Roberta De Niro, Komandosa, Piotrusia Pana, Belmonda i mojego Crusha. Zresztą większość i tak zyskiwała nowe przydomki Mel Gibson, Bliźniaczki, Clooney, Napoleon…
Nie ma co się obrażać, to była tylko zabawa jak na koloniach, lecz z zapleczem farmakologicznym. Większość z nas jest po prostu szalona, ale zdiagnozowana.
Szczyptę magii w tej baśniowej atmosferze dodał Syriusz, ze stadniny koni Moszna. To miłość od pierwszego wejrzenia. Połączyły nas jabłka.
Po tygodniu pobytu uruchomił mi się tzw. trigger czyli wyzwalacz emocjonalnego rollercoastera. Po trzeciej nieprzespanej nocy poprosiłam o pomoc psychiatrę. Trzeba było mnie wyspać. Z kolei spotkania z psycholożką Panią Anią, owocowały głęboką pracą nad schematami. Miałam sześć godzin, naprawdę dobrej terapii behawioralnej.
Przeszłam detoks alkoholowy, nie pracowałam, jadłam jałowe jedzenie, schudłam za dużo, miałam naturę na wyciągnięcie ręki, codziennie wiele razy wybuchałam śmiechem, nauczyłam się przyjmować, blokady puściły i namalowałam obraz, słuchałam dużo muzyki tej>>>SPOTIFY MENNICA, czytałam romanse i kryminały, godzinami leżałam patrząc w niebo, sporo czerpałam z drzew, znalazłam księżyc i zakochałam się. Wiele razy jarałam się jak pochodnia, tyle samo płakałam z rozpaczy. Dopuszczałam i przeżywam uczucia.
Napięcie w rejonie obręczy barkowej nasiliło się, niestety jeszcze bardziej. Ból nie odpuszczał, czasami łagodniał. Materac na którym spałam był w miarę dobry, wyglądał na nowy. Szkoda, że w centrum nie ma rehabilitacji, chociaż odpłatnej.
30 sierpnia miałam urodziny, skończyłam 46 lat. Mocno mnie szarpało, bo emocje szalały, jak to zawsze w tym dniu. Spacer, głaskanie Syriusza i dobra herbata earl gray w kawiarni, dobrze mi zrobiły.
Dziękuję ♥
Kobietom za pożegnanie bez słów, z wielkim wzruszeniem. Za wiele szczerych komplementów.
Danie Gracji Królowej, mojej powierniczce za spokój, wzdychanie, uważne słuchanie i łagodny tryb dnia. Na własne oczy widziałam Twoje wyćwiczone pośladki. Pójdę w Twoje ślady i zacznę pływać z Gracją. Na bank!
Tatianie Żmii z OSP, Pani majstersztyk chaosu za szczerość, zaufanie, rozwalające teksty i opr za grzyby. Potrafię zrozumieć Twoją miłość do biegania. Do Jennifer Lopez całkiem mi blisko, przecież.
Joli Żmijce za Finezję, swatanie i wieczny stand-up. Twoja charyzma mnie powala.
Pani Wiesi za hart ducha i za „dziewczynka anioł”.
Mężczyznom, że mogłam przeglądać się w Waszych oczach.
Pawłowi Gburowi Gracjanowi za notoryczne prowakacje i różę wiatrów. Tak wiem, miałam maślane oczy …
Mojemu Dzielnicowemu za „cześć piękna”.
Clooneyowi z tego samego rocznika za „młoda” i za zachwyt moim obrazem. Gniew oceanu…taaa
Tadeuszowi za zaufanie.
Włodkowi i Arkowi za układanie słów w piękne harmonijne zdania.
Zbyszkowi i Markowi za szczery uśmiech na mój widok.
Gibsonowi za otwartość. Ty wiesz czego pragną kobiety!
Naczelnemu Mariuszowi za szczerość podczas przesłuchania. Wiem, nie miałeś szans kłamać!
Starszym Panom za próby wyrwania mnie na parkiet albo spacer.
Crushowi za ogień i popiół.
Św. Walentemu za czuwanie nada mną.
Zatrudnionym w centrum dziękuję za gołębie serca.
Drodzy wariaci których poznałam… Chapeau bas!
Veni, vidi, vici.
Na koniec
– Czego boją się chłopaki z CTN-u?
– Komarów
Wszystko co napisałam jest moją subiektywną opinią. Teraz mam takie zdanie, ale mogę je zmienić. Jeśli mijam się z prawdą, proszę napisz do mnie, sprostuję info. Jeśli masz pytania, pisz śmiało: gabinet@gabrielalubon.com














Kopiowanie treści i zdjęć? Bardzo proszę, ale zaznacz autora czyli mnie www.gabrielalubon.com